Drużyna aktualnych mistrzów NBA, wygrała zeszłej nocy 24. mecz z rzędu. Są w tym momencie na dobrej drodze, aby poprawić rekord 33 kolejnych wygranych, który ustanowili LA Lakers ponad 40 lat temu. Nie jestem fanem Heat, a wręcz należę do grupy ludzi, która od zawiązania super trio w 2010 r. otwarcie deklaruje swoją niechęć wobec tego teamu. Ale obok tej sytuacji nie można przejść obojętnie.
Z braku czasu nie oglądałem meczów w tej zwycięskiej serii aż do niedzieli, kiedy to o bardzo ludzkiej porze Heat mierzyli się z Dinozaurami z Toronto. Nikt chyba nie wątpił w to, że drużyna z Miami będzie opuszczać krainę liścia klonowego i hokeja na lodzie z uśmiechem na ustach. Tak też się stało, choć Raptors zdołali zafundować widzom nieco emocji. Po słabej pierwszej połowie, po której przegrywali 12 punktami, w 3. kwarcie przycisnęli i doprowadzili do remisu 77-77. Wtedy do akcji wkroczył Ray Allen i... nagle zrobiło się 105-81. Dziękujemy. 22.
Na kolejny mecz czekałem od dłuższego czasu. Na drodze Żaru stanęli bowiem Celtowie z Bostonu. Jest to moim zdaniem jedyna na wschodzie drużyna, która jest w stanie z Miami w Playoffach powalczyć i ostatecznie wygrać. Nawet bez Rajona Rondo. Dodatkowym smaczkiem był fakt, że równo 5 lat wcześniej to C's przerwali serię 22 zwycięstw z rzędu Houston Rockets. Sam mecz - przepiękne widowisko. Jeff Green, któremu kibicuję odkąd pojawił się w lidze, rozegrał niewiarygodnie dobry mecz (43 punkty!) i w pierwszej połowie swoimi wjazdami na kosz wyciągnął Boston nawet na +17. Wiadomym jednak było, że w pewnym momencie Miami do tego meczu wróci i stało się to zupełnie nagle. Nawet kiedy Celtics wyszli na 13-punktowe prowadzenie na 8,5 min. przed końcem, miałem pewność, że zaraz ta przewaga zniknie. Miami niesamowicie szybko potrafi niweczyć wysiłek przeciwnika i z uderzającą łatwością wracają do gry. Są drużyną wybitną, zbudowaną w bardzo przemyślany sposób i tak też grają. Izolacje LeBrona na lewej stronie boiska są zabójcze i właściwie dziwię się, że Heat nie rozpoczynają od takiego ustawienia każdej akcji. Ostatnie minuty były bardzo emocjonujące. Kiedy Miami odzyskało piłkę na 31 sek. przed końcem, przy stanie 103-103, nikt nie miał wątpliwości kto odda ostatni rzut w meczu. Jeff Green stanął naprzeciwko Jamesa i zrobił chyba wszystko co w jego mocy, żeby go zatrzymać, ale niestety mu się to nie udało. Ballgame. 23.
Konfrontacja z fanem. |
Co dalej? Teraz czas na kolejnych pewniaków do ogolenia - Detroit, Charlotte i Orlando. Drużyny tak usilnie dążące do tego, żeby spaść na samo dno Konferencji, że jest to wręcz bolesne dla oczu. 27, z pewnością. Później na drodze staną Chicago Bulls. Mecz na ESPN, cały kraj patrzy i być może wróci Derrick Rose. This one may be interesting. 28? Zobaczymy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz