Pochmurna panorama centrum Seattle. |
Drużyna z Seattle była wówczas w rozsypce. Stała na progu przebudowy, a zawodnicy stanowiący o jej sile - Ray Allen i Rashard Lewis, borykali się z kontuzjami. Schultz sprzedając zespół wierzył w zapewnienia swoich kontrahentów, że zrobią wszystko, aby utrzymać go w Seattle. Było to dość naiwne myślenie. Owi biznesmeni pochodzili ze stanu Oklahoma, gdzie po huraganie Katrina w jego stolicy, Oklahoma City, tymczasowo grali New Orleans Hornets. Ich występy cieszyły się ogromnym zainteresowaniem i wiadomym było, że sprowadzenie tam innej drużyny nie byłoby ruchem błędnym. Howie tych chytrych planów kowbojów z Południa nie przewidział i sprzedał im drużynę za 350 mln USD.
Co było dalej? Clay Bennett i spółka po kupnie zespołu rozpoczęli negocjacje z władzami miasta i stanu Washington na temat budowy nowej hali sportowej, która miałaby zapewnić pozostanie SuperSonics w Deszczowym Mieście. Styl prowadzenia tych negocjacji i zawarte w nich postulaty były wręcz śmieszne i na pewno nie miały na celu osiągnięcia pozytywnego rezultatu. Zniechęceni brakiem porozumienia włodarze klubu powoli zaczęli sugerować, że są niechciani i jeśli nie uda się dojść do porozumienia, zaczną rozważać różne opcje. Wtedy w mieście zapaliła się czerwona lampka i rozpoczęto ruch, mający na celu utrzymanie drużyny w Seattle. Tak naprawdę Bennett już od dawna miał to wszystko zaplanowane. Do tego wymieniał się mailami z Davidem Sternem (nota bene jego dobrym kolegą), a ten zapewniał go, że wspomoże go w znalezieniu wyjścia z tej "arcytrudnej" sytuacji. Potem sprawy potoczyły się dość gwałtownie i... nagle nic się już nie dało zrobić. Seattle SuperSonics, po 41 latach, przestali istnieć, a w ich miejsce powstali Oklahoma City Thunder (widok Kevina Duranta i Russella Westbrooka, wybranych w drafcie jeszcze przez Seattle, w niebieskich strojach z napisem Thunder - boli). Całość dokumentuje film SONICSGATE: Requiem For A Team, który już zresztą prezentowaliśmy na łamach tego bloga. W każdym razie jeśli jeszcze go nie widzieliście, to szczerze polecam. (Można go obejrzeć tu).
Kibice Kings. |
Kilkaset mil na południe od Seattle, w stanie Kalifornia, mogło dojść do podobnej sytuacji. Bracia Maloof, właściciele Sacramento Kings, zniechęceni długotrwałą i bezskuteczną walką o nową halę, zdecydowali się rozpocząć starania o przeniesienie zespołu do Anaheim w 2011 r. W skutek heroicznej akcji burmistrza Sacramento, byłego koszykarza Kevina Johnsona, udało się ten ruch wstrzymać, a kiedy rok później wydawało się, że udało się dojść wreszcie do porozumienia w kwestii nowej areny sportowej, właściciele klubu w niewyjaśnionych okolicznościach z umowy się wycofali. Widmo przenosin stawało coraz bardziej realne.
Ku uciesze fanów SuperSonics pojawiła się postać Chrisa Hansena, biznesmena z San Francisco (urodzony i wychowany w Seattle), który przygotował plan przywrócenia drużyny do Emerald City. Udało mu się po cichu namówić innych miliarderów z Seattle do współpracy i po długich negocjacjach z sukcesem zakończył rozmowy z lokalnymi władzami, dotyczące powstania nowoczesnej hali sportowej w centrum miasta. Pozostało tylko znaleźć drużynę, która miałaby w tej hali występować.
W tym momencie przenosimy się do wydarzeń z początku tego roku. Wtedy to światło dzienne ujrzał news, z którego dowiedzieliśmy się, że Hansen i współpracownicy doszli do porozumienia z właścicielami Kings, w sprawie kupna drużyny i przeniesienia jej na Północ. Wśród kibiców Sonics (w tym u mnie) wiadomość ta wywołała olbrzymią radość. Jeśli plan by się powiódł, już w przyszłym sezonie DeMarcus Cousins i jego nieudaczni koledzy występowaliby w zielonozłotych strojach, pod szyldem Seattle SuperSonics (tak, Sacramento Kings to jedna z najgorszych drużyn w lidze, skazana jeszcze przez kilka lat na niepowodzenia, ale... who cares?). Wiadomym jednak było, że miasto Sacramento, na czele z burmistrzem, łatwo skóry nie sprzedadzą. Rozpoczęły się gorączkowe starania o znalezienie kupca, który wreszcie doszedłby do porozumienia w sprawie nowej hali w stolicy Kalifornii i utrzymałby tam drużynę. Oprócz tego, aby drużynę przenieść, potrzeba było zgody na to właścicieli innych klubów oraz tzw. Komitetu ds. przenosin, któremu przewodniczy... Clay Bennett.
Gary Payton i Shawn Kemp, czyli ikony koszykówki w Seattle. |
Na przestrzeni kolejnych kilkunastu tygodni obie strony wymieniały ciosy, prezentując argumenty przemawiające za ich opcjami. W między czasie w Sacramento udało się znaleźć chętnych na wyrównanie oferty Hansena i spółki. W związku z tym, że Bracia Maloof w pierwszej kolejności zgodzili się na sprzedaż klubu biznesmenom z Seattle, wszystko miało się rozstrzygnąć podczas głosowań wspomnianego Komitetu ds. przenosin oraz Rady Właścicieli Klubów NBA. Finalnie obydwa głosowania zakończyły się na niekorzyść strony reprezentującej Seattle, w skutek czego Kings pozostaną w Sacramento. Przed kilkoma dniami oficjalnie ogłoszono sprzedaż klubu grupie reprezentowanej przez Vivka Ranadivé'a za rekordowe 535 mln USD.
W ten sposób Seattle ponownie przegrało batalię z NBA i kibice SuperSonics pozostają bez ulubionej drużyny. Jedyna nadzieja w tym, że Hansen & Co. nie poddadzą się i uda im się sprowadzić inny zespół do miasta (lub doprowadzić do ekspansji i stworzenia nowego teamu). Do tego czasu pozostaje spędzać te bezsenne noce w Seattle na sezonowym kibicowaniu innym drużynom i wspominaniu starych, dobrych czasów.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz