wtorek, 30 kwietnia 2013

Warriors' Dance

Z opóźnieniem obejrzałem powtórkę meczu nr 4 pomiędzy Golden State Warriors i Denver Nuggets. Nie spodziewałem się, że ta seria potoczy się w ten sposób. 

Wojownicy w niesamowitym stylu rozwalili Nuggets. Wygrali trzeci meczu z rzędu i prowadzą już 3-1. Koszykarze z Denver są bezradni wobec wyczynów Stephena Curry'ego i spółki. Są osłabieni brakiem Danilo Gallinariego, co osłabia ich moc w ataku. Z drugiej jednak strony, Warriors grają bez Davida Lee, ale jak się okazuje, bez niego są bardziej efektywni i są w stanie lepiej egzekwować ich największą broń, czyli rzuty za 3. Grają niższym składem, na boisku robi się więcej miejsca, przez co gracze obwodowi mają większe szanse na znalezienie dogodnej pozycji do rzutu. Mark Jackson, w którego zdolności trenerskie wątpiło wielu, pokazuje, że wie jak dyrygować grą w ataku. Nakręcana przez fanatyczną publikę machina, nie dość, że świetnie radzi sobie po atakowanej stronie, dodatkowo z zawziętością i energią rozbija plan taktyczny Nuggets. Duża ilość izolacji i brak zawodników, którzy mogą z dobrą skutecznością trafiać za trzy, nie pozwalają utrzymać rytmu w ofensywie, a obecność Andrew Boguta w polu trzech sekund sprawia, że nie są w stanie, z taką łatwością jak w sezonie zasadniczym, zdobywać punkty w trumnie. Udaje im się również zatrzymać szybki atak Nuggets.

Wracając do Curry'ego. Jest on dla mnie bez wątpienia najlepszym obecnie rzucającym w lidze. Oprócz tego, że w sytuacjach catch-and-shoot jest niemalże bezbłędny, dzięki świetnemu dryblingowi, potrafi zrobić sobie miejsce do rzutu. A trzeba dodać, że Steph dużo miejsca nie potrzebuje, żeby odpalić trójkę, którą zawinie siatkę wokół obręczy. Jego eksplozja w trzeciej kwarcie ostatniego meczu sprawiła, że widownia oszalała z radości, a gdyby na koniec tej kwarty trafił rzut równo z końcową syreną, Oracle Arena mogłaby po prostu wylecieć w powietrze. Olbrzymią rolę odgrywa również Jarrett Jack. Gra z nieziemską pewnością siebie i pokazuje, że wiele drużyn na przestrzeni lat, nie doceniło jego talentu.

Dziś seria wraca do Mile High City. Mowa ciała Bryłek pokazuje, że są zrezygnowani. Sam Ty Lawson, który robi wszystko, co może, serii nie wygra. Tacy zawodnicy, jak Wilson Chandler czy Andre Iguodala, muszą wejść na wyższy poziom i zacząć grać z większą agresywnością, zarówno w obronie, jak i w ataku. Podkoszowi Denver są równie bezradni. Energia, z którą zazwyczaj gra Kenneth Faried jest po prostu nieobecna. Seria jeszcze się nie skończyła, ale wydaje mi się, że jesteśmy tego blisko i nawet jeśli Nuggets wygrają mecz nr 5, to będzie bardzo ciężko zatrzymać Warriors przed ich własną widownią.

Oglądając te mecze, nasuwa mi się jedno. Rok 2007. Pierwsza runda Playoffs. To wtedy Wojownicy po raz ostatni grali w Postseason i zakończyło się to wyeliminowaniem Dallas Mavericks, którzy wygrali wtedy wyścig o pierwsze miejsce na Zachodzie. Teraz gracze z Kalifornii znów startowali z niższego miejsca i myślę, że zdecydowana większość osób już czekała na pojedynek Denver z San Antonio w drugiej rundzie. Parafrazując słynne słowa Rudy'ego Tomjanovicha - Never Underestimate The Heart of a Warrior.

PS. Andrew Bogut knows how to get it done...


2 komentarze:

  1. Przemo, czytam i to i ledwo kumam znając co-po-niektóre słówka jeszcze z czasów mej koszykarskiej "kariery" z liceum, ALE!
    Jestem pod ogromnym wrażeniem Twojej umiejętności pisania, komentowania, analizy sytuacji drużyny, składu, taktyki gry i do tego dorzucasz ciekawostki, wątki z historii zespołów. WOW (wiem, że nie lubisz amerykańskich wstawek, ale tu jest najlepsze do wyrażenia zdumienia!) wielkie WOW! powinieneś być komentatorem w jakiejś sportowej telewizji, mówić o tej amerykańskiej koszykówce do baaaardzo szerokiego grona pasjonatów, takich jak TY. Doprawdy... SZACUN! Powodzenia z tym ;)
    r.

    OdpowiedzUsuń