niedziela, 14 kwietnia 2013

Not just another injury

Piątkowe wydarzenie wstrząsnęło koszykarskim światem. Najbardziej rozpoznawalny koszykarz ostatnich kilkunastu lat, Kobe Bean Bryant zerwał ścięgno Achillesa w pozornie niegroźnej sytuacji. Odbiło się to bardzo szerokim echem w mediach. Amerykańscy dziennikarze zasypują twittera kolejnymi analizami, przewidywaniami i podsumowaniami jego kariery. Co dalej, Panie Bryant?

Na to pytanie nikt na razie nie zna odpowiedzi. Według lekarza Lakers, Garry'ego Vittiego, Kobego czeka od 6 do 9 miesięcy przerwy. W jego wieku taka kontuzja jest bardzo groźna i ostatnie przypadki wśród koszykarzy nie napawają optymizmem. W ostatnich latach tego typu uraz dotknął m.in. Eltona Branda oraz Chauncey'a Billupsa. Ani jeden, ani drugi nie powrócił do dawnej formy.

Kobe należał do koszykarzy niezniszczalnych. Dotykały go kontuzje, ale on nigdy nie pozwalał, aby były one powodem do pauzowania lub odpuszczania. Grał ze skręconymi kostkami, bolącym barkiem czy zerwanym ścięgnem w nadgarstku, ale chyba najbardziej dobitnym dowodem na to, jest fakt, że grał ze złamanym palcem wskazującym w ręce prawej, którą oddawał rzuty. Taką ma naturę. Jest waleczny i zawsze celem nadrzędnym było u niego zrobienie wszystkiego, aby to Lakers zakończyli mecz z większą ilością "oczek" niż przeciwnicy. Można Bryanta nie lubić, potępiać za pozaboiskowe ekscesy i kontrowersyjne wypowiedzi (żądanie transferu na... plutona w 2007 r.), ale nie można go nie szanować za jego dorobek i postawę na boisku.

Wreszcie, należy spojrzeć na tę sytuację z punktu widzenia sezonu 2012/13 w wykonaniu Jeziorowców. Gdyby na podstawie tego, co się działo w ostatnich kilku miesiącach, miał powstać film, sądzę, że David Fincher zrobiłby z tego zupełnie dobry thriller. Wyliczenie wszystkich problemów, jakie napotkała drużyna z Miasta Aniołów zajęłoby co najmniej pół strony. Mnożyły się zwroty akcji i kiedy Lakers zaczynali osiągać przyzwoite rezultaty i publika zaczynała wierzyć, że wreszcie odnaleźli złoty środek, przydarzała się kontuzja lub bardzo dołująca porażka i wszystko trzeba było układać od nowa. Wydawało się, że wszystko co złe, już się wydarzyło, ale okazało się, że największy cios przyszedł pod sam koniec sezonu. I wszystko wskazuje na to, że koszykarze Lakers mogą zacząć rezerwować sobie noclegi przy Lake Tahoe, gdzie będą mogli spokojnie wędkować, po tym jak zostaną rozjechani w pierwszej rundzie Playoffs (jeśli w ogóle uda im się do nich dostać).

Kobe w tym roku skończy 35 lat, w lidze rozegrał już ponad 1200 meczów przez 17 sezonów. W bardzo wielu z komentarzy, które pojawiły się wczoraj w sieci, podsumowywano jego karierę i dokonywano porównań do Jordana. Z jednej strony nie podoba mi się to i wierzę, że wróci do gry. Kobe zresztą sam to przyznał, bo gdy został zapytany czy to koniec jego kariery, odpowiedział "Are you kidding me?". Z drugiej jednak strony biorąc pod uwagę jaka kontuzja go spotkała i  to, kiedy zdąży się wyleczyć i wrócić na parkiet, nie należy się dziwić temu, że wiele osób ma wątpliwości, co do tego czy ujrzymy jeszcze kiedykolwiek tego Bryanta. Tym razem, nawet jego tajemniczy niemiecki lekarz może nie być w stanie pomóc, tak jak to było przed sezonem 2010/11.

Chciałbym, żebyśmy mogli zapamiętać Czarną Mambę jako zawodnika, który oddaje takie rzuty, a nie jako starego i niedołężnego trupa, który nie jest w stanie minąć Steve'ego Nasha na treningu. Jestem pewien, że on też właśnie tego by chciał i to może sprawić, że już nigdy nie zobaczymy go na parkiecie.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz