Od czasu do
czasu będziemy przybliżać profil danego zawodnika, którego obecność w NBA była
w jakiś sposób dla nas szczególna. Nie mógłbym zacząć od nikogo innego…
Gary Dwayne Payton pochodzi z Oakland w stanie California.
Uczęszczał tam do szkoły średniej, aby później rozpocząć karierę akademicką na
Uniwersytecie Oregon State. Po ukończeniu studiów zgłosił się do draftu NBA w 1990
r. Wybierający z drugim numerem, Seattle SuperSonics, postawili właśnie na niego.
POCZĄTKI
GP od razu stał się graczem pierwszej piątki, ale pierwsze
dwa lata kariery nie zapowiadały, że będzie on jedną z największych gwiazd NBA
drugiej połowy lat 90. Trafił do drużyny, w której od zdobywania punktów byli
weterani, Xavier McDaniel, Ricky Pierce czy później Eddie Johnson. Rozkręcał
się także wybrany rok przed Paytonem, niejaki Shawn Kemp.
W połowie sezonu 1991/92 nastąpiła zmiana na stanowisku głównego
trenera Seattle. Stał się nim George Karl. Jego obecność i rozwój talentu
Paytona i Kempa sprawił, że SuperSonics stali się potęgą w NBA.
Payton słynął przede wszystkim z tego, że był nieustępliwym
obrońcą. Zyskał przydomek, The Glove, po tym jak zdominował Kevina Johnsona z Phoenix w czasie Finałów Konferencji Zachodniej ’93. Nie
było to niestety jednoznaczne z pokonaniem Słońc. Sonics ulegli wówczas 3-4 i
to Suns mogli się cieszyć z awansu do NBA Finals.
WZLOTY I UPADKI
W sezonie 1993-94, pierwszym po odejściu Michaela Jordana na
baseballowe wakacje, to Sonics byli numerem jeden w lidze. Osiągnęli bilans
63-19. Grali bardzo skutecznie i zarazem efektownie. Payton i Kemp stali się najgorętszym duetem ligi,
a ich akcje do dziś elektryzują. W Playoffs naprzeciw pierwszej drużyny
konferencji stanęli młodzi Denver Nuggets na czele z Dikembe Mutombo, którzy zakończyli sezon z bilansem
42-40. NIKT nie przypuszczał, że może wydarzyć się coś innego, niż pewna
wygrana Paytona i spółki. Do 5. Maja 1994 r., nie zdarzyło się, żeby drużyna
rozstawiona z 8. numerem, wygrała z „Jedynką”. Wtedy się to jednak zmieniło. To był szok dla wszystkich, a dla GP, który
stał się liderem drużyny, była to wielka porażka. Kolejny
rok przyniósł podobne rozczarowanie. Sonics po dobrym sezonie regularnym
przegrali, w pierwszej rundzie Playoffs, z LA Lakers, którzy byli niżej rozstawieni.
SEZON 1995-96
Sonic Boom czyli duet Payton i Kemp w Finałach '96 |
W tym czasie historia Gary’ego Paytona zaczyna się krzyżować
z moimi doświadczeniami związanymi z NBA. Wtedy zacząłem się interesować NBA.
Logo SuperSonics musiało spodobać się 8-latkowi, który postanowił wybrać ich jako swoją ulubioną drużynę, a Paytona jako swojego idola. Miał on wspaniały sezon,
jak zresztą cała drużyna (Bilans 64-18, 1. miejsce na Zachodzie). Był prawdziwą
bestią w obronie. Siła i szybkość, a do tego olbrzymia pewność siebie
przytłaczała przeciwników. GP został uhonorowany nagrodą Defensive Player of
the Year (jest on jedynym obrońcą, obok Michaela Jordana, który jak dotąd
otrzymał tę nagrodę). W Playoffs Sonics przebrnęli przez pierwsze dwie rundy i
w Finałach Konferencji grali przeciwko Utah Jazz. Payton zniszczył Johna
Stocktona. Był od niego wyższy, szybszy i silniejszy. Ustawiał się blisko kosza
i tam demolował rywala. Sonics wygrali serię 4-3 i po raz pierwszy w swojej
karierze Payton miał okazję wystąpić w Finałach NBA. Pech chciał, że po drugiej
stronie ringu stanął najlepszy koszykarz w historii (Michael Jordan) oraz
prawdopodobnie najlepsza drużyna w historii (’96 Bulls wygrali 72 z 82 meczów…).
Byki szybko i łatwo wygrały pierwsze 3 mecze i kiedy wszystko wskazywało na koniec
rywalizacji, George Karl dokonał zmiany, która sprawiła, że Finały nabrały
nagłego zwrotu, lecz nie wystarczyło to do tego, aby ostatecznie pokonać Bulls.
W meczu nr 4, to Payton zaczął kryć Jordana. Przyniosło to skutek, MJ trafił jedynie 36 %
swoich rzutów w ostatnich 3 meczach, a Sonics udało się wygrać mecze 4 i 5.
Mecz nr 6 w United Center zakończył jednak serię i Michael sięgnął po swój
czwarty tytuł.
NADZIEJE I KOMPLIKACJE
Obecność Sonics w Finałach wzmocniła Paytona. Uwierzył w to,
że jest sposób na spowolnienie Michaela. Był młody, głodny sukcesu i gotowy na
osiągnięcie swojego celu w następnym sezonie. Ale oczywistym było, że bez
Shawna Kempa, nie będzie w stanie osiągnąć nic. Ich duet radził sobie świetnie
i był wręcz skazany na kilka wizyt w Finałach, w kolejnych latach. W tym
miejscu trzeba niestety przedstawić postać ówczesnego Generalnego Menedżera Sonics,
Wally’ego Walkera. Postanowił on dokonać wzmocnienia pod koszem, podpisując kontrakt
z niejakim Jimem McIlvainem. Drewniany center dostał pieniądze,
na które na pewno nie zasługiwał, co nie spodobało się Kempowi, który oczekiwał
na podwyżkę, a podpisanie McIlvaine’a to uniemożliwiło. Był to początek końca
Kempa w Seattle. Chemia w zespole się popsuła, Sonics ulegli dziadkom z Houston
w Półfinałach Konferencji, a w lecie doszło do wymiany, wskutek której do
Seattle trafił Vin Baker. Wtedy czołowy silny skrzydłowy ligi, który parę lat później znany był głównie z zamiłowania do gorzały. Zamiast grać w koszykówkę spędzał czas na odwyku.
KONFLIKTY I ODEJŚCIE Z SEATTLE
Gary w ostatnim roku gry w Seattle |
OSTATNIE LATA, TUŁACZKA PO KLUBACH I UPRAGNIONY TYTUŁ
NA EMERYTURZE
Po zakończeniu kariery Gary pozostał związany z koszykówką.
Wraz z Chrisem Webberem utworzył niezapomniany duet w NBA TV. Gary świetnie
radził sobie przed kamerami, ale po roku, z niewiadomych przyczyn, jego miejsce
zajął Kevin McHale. Na szczęście mamy YouTube’a (i tu, i tu).
Oprócz tego Gary jest twarzą kampanii mającej na celu
przywrócenie drużyny NBA do Seattle, po tym jak została ona wykradziona w 2008
r. (o tym napiszę jeszcze niejeden artykuł). Jak sam stwierdził, pozwoli
jedynie na to, aby koszulka z jego numerem zawisła pod dachem hali w Seattle, a
nie w Oklahoma City. Wszystko wygląda na to, że jego życzenie spełni się w
przeciągu kilku najbliższych lat.
LEGACY
Payton i Jordan |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz